Duchowość Ucieleśniona

Zapomniana sztuka smutku

Francis Weller (transkrypcja)

Nasza wiedza na temat rozpaczy i żalu nie jest zbyt duża- pociąga to za sobą olbrzymią ciemność, a ta sprawia, że stajemy się coraz mniejsi i mniejsi. Brak praktyk, pomagających ludziom poruszać się przez żal sprawia, że nasze życie kurczy się. Dla mnie żal jest emocją progową. Gdy przejdziemy przez ten próg i wejdziemy do komnaty żalu, to otwiera się dla nas reszta życia. Wkraczamy w społeczność, dotykamy radości. Nawet William Blake powiedział kiedyś: „Im głębszy smutek, tym potężniejsza radość.” Gdy zmniejszamy terytorium dla żalu, tym samym kurczymy terytorium radości- w konsekwencji zaczynamy żyć w spłaszczonym świecie i kulturze. W takim punkcie naszej kultury właśnie jesteśmy. Gdy żyjesz w takiej kulturze, to zaczynasz polegać na stymulantach, które dadzą ci jakieś poczucie bycia „żywym”- bowiem nie gdy nie wyrażamy prawdziwego żalu, nie doświadczymy prawdziwej radości. 

Praktyki, o których mówię, są higieną duszy. Owszem, pamiętamy o higienie ciała- a co z duszą?
Czyszczenie duszy praktykami odczuwania żalu jest absolutną koniecznością! Dennise Letter miała na to wiersz- „Mówiąc o smutku pracujesz nad nim…poruszasz nim z pewnego zatłoczonego miejsca prosto do domu duszy.” Praktyki te stają się sposobem podtrzymywania relacji z własną duszą, ale również z duszą świata. Jeśli tego nie zrobimy, będziemy stawać się coraz bardziej odizolowani i odłączeni.

 

Wspólna praktyka

Warunkuje się nas w kulturze bohaterstwa – rób to sam, samodzielnie, nie potrzebujesz nikogo, i w ten sposób wysilasz się i w mękach brniesz przez własny żal. A to nie jest skuteczne. To ważne być sam na sam ze swoją melancholią, naprawdę ją poczuć, lecz przychodzi moment, że muszę wyjść z nią do społeczności, ponieważ żal nigdy nie był prywatny. Żal był zawsze, w całej historii naszego gatunku, wspólnym procesem. Więc w pewnym momencie żal czeka na to, by pojawiła się społeczność, wioska, plemię – i ta wioska może być mała, mogą to być dwie, trzy osoby, które usiądą i powiedzą: „Dziś powiem Ci wszystko o moim smutku, i chce usłyszeć wszystko o Twoim.” Wtedy nic nie jest popsute i połamane. Nic nie potrzebuje naprawiania. Potrzebujemy tylko kogoś, kto głęboko wysłucha naszego smutku, i powie: ”Tak, to ma znaczenie.”

 

Pięć Bram Żalu

Każda z pięciu bram smutku odnosi się do jednego z pięciu dopływów, które wpływają do duszy, jako konsekwencja bycia żywym teraz, w tym świecie.
Zazwyczaj wszyscy uznajemy istnienie pierwszej bramysmutek powstały po tym, jak coś lub ktoś, kogo kochamy, umiera lub odchodzi. To jedyny żal, który dostaje prawo istnienia w obecnej kulturze. Ludzie mówią wtedy: ”Współczuję Ci Twojej straty.” I to w sumie jedyny rodzaj żalu, który ma szansę na to, by zostać wysłuchanym. Ale także jest jedynym, który my sami świadomie zauważamy. Pozostałe cztery bramy nie są w ogóle zauważane, na co dzień nawet o nich nie myślimy.

Druga Brama dotyczy jakiejś części nas samych, która nigdy nie zaznała miłości. Wychowuje się nas w kulturze, która naprawdę zawęziła parametry tego, ile my sami z własnego życia tak naprawdę obejmujemy. Na przykład w mojej rodzinie nie pozwalano mi przyznawać się do mojego własnego gniewu, mojej radości, mojej zmysłowości, mojego entuzjazmu – ten był automatycznie odcinany. W ten sposób odłupujemy cząstki naszej psychiki, naszej duszy od swojego życia – i to jest strata. Ta strata uderza w integralność naszej psychiki, integralność naszej duszy – a prawidłową odpowiedzią na tę stratę powinien być żal. Ale my zazwyczaj te części nas mocno oprotestowujemy, gardzimy nimi. A nie możemy czegoś opłakać, jeśli to oceniamy. W ten sposób powstaje to niekończące się poczucie straty, którego nie jesteśmy w stanie przerwać.

Trzecia Brama smutku dotyczy strat na świecie, smutków tego świata. Każdego dnia słyszymy o wymieraniu gatunków, pustoszeniu oceanów, czy innych tragediach, wypadkach na drogach. One wszystkie są taką codzienną litanią strat, które my na pewnym poziomie też odczuwamy.

Czwarta Brama jest trochę trudna do wytłumaczenia – ma to coś wspólnego z tym, co oczekiwaliśmy, że spotkamy, gdy tu przybędziemy, ale nigdy do tego nie doszło. Jesteśmy w pełni przystosowani do doświadczania tego, co mieli nasi przodkowie, mianowicie wspólnego życia społeczności, ale takiego konsekwentnego, konsekwentnego uczestnictwa w życiu przyrody, rytuałach przejścia i rytmach życia, strat, wdzięczności, uzdrawiania – tego oczekiwaliśmy, gdy się tu zjawiliśmy. Oczekiwaliśmy, że wstaniemy rano, a czterdzieści par oczu przywita nas i powie: ”O czym śniłeś tej nocy, John? Opowiedz mi swoją historię”. I gromadzili się wieczorem przy ogniu, by wysłuchać tych wszystkich historii. To tego oczekiwaliśmy, tak po prostu. A prawie nic z tego nie zmaterializowało się. Dlatego czujemy takie bolące echo w naszym ciele po tym, co nawet nie wiemy jak nazwać, po tym, czego nie ma..

Piąta Brama, nazywam ją bramą przodków – jest powiązana z wieloma poziomami. Jednym z nich jest po prostu to, że w pewnym momencie nasi przodkowie przyszli z nietkniętego plemiennego społeczeństwa, jakiegoś miejsca, gdzie mieli ziemię, rytuały, język, pieśni, jedzenie, byli mocno wbudowani w to miejsce, i w pewnym momencie zostali odcięci od tego połączenia. I przenieśli się na inne kontynenty. W tym polu jest olbrzymia ilość straty – tradycja, język itd. Ale głębsza część tego smutku jest związana z momentem, gdy nasi przodkowie przybyli na ten kontynent i doszło do destrukcji ekosystemów, całych populacji plemion rdzennych, nastanie niewolnictwa – to wszystko nadal tka swoje nici w liniach przodków i w naszych kościach, w naszych ciałach.

To jest Pięć Bram Żalu.

 

Stłumiony gniew i wybuchy złości

Myślę, że gdy odmawiamy dla żalu pełnego dostępu do nas i upychamy go w sobie, generuje to dużo wściekłości. Mój przyjaciel Malidoma Some powiedział kiedyś: ”Nie ufaj człowiekowi, który nie potrafi się smucić.” Taki człowiek staje się chodzącą miną. Ten upchnięty wewnątrz smutek stwarza pewną eksplozyjną jakość. I widzimy to teraz wszędzie w naszej kulturze, czyż nie jest tak? Przemoc wokół szaleje, cały przemysł militarny to wynik upchniętego, niedożytego żalu. Amit Praktel powiedział na przykład, że wojna to żal, którego nie zmetabolizowano.

 

Odkrywcza moc gniewu

Ale to tylko część prawdy o gniewie. Gniew jest czymś o wiele większym. Gniew jest w pełni pełnoprawną emocją, która włada granicami i dotyczy ich naruszania. Dotyczy sprawiedliwości, ochrony. To jest naprawdę niezbędna energia. Jung powiedział, że pierwszy impuls do indywiduacji pochodzi od Marsa (innymi słowy, do prawdziwej ekspresji tego, kim jestem na tym świecie) pochodzi od boga wojny. Potrzebujemy tej zdolności, by stanąć i powiedzieć: ”To jest to miejsce, w którym stoję! Oto kim jestem! I składam tę deklarację!” I to pochodzi z tej właśnie energii.

Jest jedna rzecz, której tu nie robimy – nie rozwijamy z tego „sztuki walki” (tutaj gra słów, ang. 'martial art’- 'marsowa sztuka’, czyli pol. sztuki walki – przyp. tłum.). Mamy słabe kwalifikacje jeśli chodzi o pracę z Marsem, gniewem, z tą energią. Potrzebujemy dojrzeć do tej jakości.
Gniew, gdy podchodzimy do niego właściwie, jest odkrywczym procesem. On objawia –„Mówię ci o sobie. Mówię ci, co mnie wkurza, co mnie martwi. Co jest w moim ciele, co sprawia, że czuję coś głęboko.” Zastraszanie, to usiłowanie uciszenia naszych relacji, to usiłowanie odepchnięcia ciebie ode mnie, i sprawienia, że będziesz się mnie bał – powstaje rozerwanie, załamanie kontaktu, zamiast pogłębienia go. Prawdziwy gniew prowadzi do bliskości. Jest, jak już powiedziałem, objawieniem. „Mówię Ci teraz coś tak głębokiego o sobie. Dlaczego jestem zły? Bo coś poruszyło mnie tak głęboko, w samym rdzeniu tego, kim jestem, coś, co kocham, coś, co cenię, coś, co chcę chronić zostało zranione, nadużyte. Więc muszę Ci o tym powiedzieć, żebyś poznał mnie głębiej.” Zastraszanie robi coś wręcz odwrotnego – niszczy więź i stwarza dystans i strach.

Zdrowy gniew służy większemu dobru. Zastraszanie natomiast służy wąskim interesom jakiejś jednostki albo np. kraju. Zastraszamy wiele krajów naszą mocą, naszą siłą. Ale tracimy w tym procesie części własnej duszy.

 

Mit satysfakcji w nowoczesnej kulturze

Nasza kultura cierpi na dwie główne choroby – amnezję i anestezję (zapominamy i drętwiejemy). W wyniku tego jaśniejszy, rzeczywisty i wibrujący świat przechodzi niezauważony. A gdy ten świat staje się dla nas niewidzialny, skłaniamy się do drugorzędnych przyjemności – rozrywek, zakupów, różnego rodzaju uzależnień, ale jeszcze bardziej zgubne jest to, że skłaniamy się ku władzy, bogactwu, statusowi, stanowiskom, przywilejom. I nasza kultura staje się nośnikiem drugorzędnych satysfakcji kręcących się wokół centralnego imperium. Imperium jest najbardziej szokującą ekspresją drugorzędnych satysfakcji – zawsze chcemy więcej. W tej kulturze nie ma czegoś takiego jak satysfakcja. Ta kultura zaprojektowała nas, byśmy byli chronicznie nieusatysfakcjonowani, więc jesteśmy wiecznie głodni następnej rzeczy, która ma nadejść. I dla mnie to wydaje się jednym z największych źródeł żalu. Nawet jeśli chodzi o jedzenie, pamiętam moją rozmowę z pewnym człowiekiem kiedyś, opisywałem mu wtedy jak przywykliśmy do tych drugorzędnych przyjemności, jak picie cukru i jedzenie pyłu, i zacząłem opisywać te pierwszorzędne satysfakcje i jego wtedy olśniło, powiedział: ”Aaaaa, białko…” Ja na to, „tak!” To to, co nas podtrzymuje, to to, co naprawdę daje nam poczucie satysfakcji na poziomie duszy.

 

Zapomniane spełnienie pierwszorzędnych satysfakcji

To są te rzeczy, których dusza absolutnie wymaga – by czuć, że żyje, że jest zaangażowana w to życie. Konieczny jest dotyk, śmiech, kondolencje i uprzejmość w czasie smutku, wspólne posiłki, siadanie w rozgwieżdżoną noc razem i dzielenie się opowieściami, rytuały, które naprawiają wszystkie nasze relacje w społeczności i ze światem, także ze światem niewidzialnym. To są absolutnie wymagane elementy. W przeciwnym razie zmagamy się całymi sobą, by poczuć tę całość, tę pełnię, ale nigdy się nam to nie udaje. Zapytaj każdego uzależnionego a on ci powie, że im więcej używa jakiejś substancji, tym więcej jej potrzebuje. Bo te drugorzędne satysfakcje mają tendencję do powiększania symptomu – chcemy więcej i więcej i więcej, aż w końcu umieramy.

 

Wdzięczność, druga strona żalu

Chciałem jeszcze powiedzieć, że powiedzieliśmy tylko o jednej dłoni z dwóch złożonych do modlitwy. Jedna dłoń to żal, druga to wdzięczność. Potrzebujemy obydwu, by podtrzymać to życie. Dojrzały mężczyzna i dojrzała kobieta wiedzą, jak nieść żal na jednej dłoni, a wdzięczność na drugiej. A gdy one obie się spotykają, w pełni afirmujemy Życie.”

 

 

Francis Weller-

znany na całym świecie psychoterapeuta, pisarz, „Aktywista Duszy”. Słynie z syntezy różnorodnych nurtów psychologii, antropologii, mitologii, alchemii, wiedzy kultur rdzennych i poezji. Autor popularnej książki  The Wild Edge of Sorrow: Rituals of Renewal and the Sacred Work of Grief i The Threshold Between Loss and Revelation, (z Rashani Réa); przywrócił uzdrawiającą funkcję rytuału do kultury Zachodu. Założył i kieruje WisdomBridge– organizacją, która oferuje programy edukacyjne integrujące mądrość kultur rdzennych z wglądami i wiedzą zachodnich tradycji duchowych, psychologicznych i kulturowych. 

Tłum: Ula Klimko